Wczoraj zastanawiałem się, dlaczego wielu właścicieli przegapia moment, w którym należy oddzielić rolę właściciela od roli menedżera wykonawczego.
Oto kilka refleksji na ten temat...
To bardzo trudna sytuacja z psychologicznego punktu widzenia. W grę wchodzą wpływy:
1. ego – nikt przecież nie jest lepszy ode mnie (co nie jest prawdą w 99 przypadkach na 100)
2. ograniczone spojrzenie – ze względu na ograniczone spojrzenie na świat, wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że w wielu przypadkach istnieją znacznie bardziej odpowiednie osoby do zespołu wykonawczego niż właściciel (ale ze względu na swój sukces często mają jednostronne spojrzenie na świat i biznes)
3. strach – co jeśli ktoś zniszczy moją firmę (takich przykładów jest wiele)
4. brak doświadczenia w poszukiwaniu menedżera wykonawczego, historii związanych z niewłaściwym wyborem jest też wiele
5. niejasne wyobrażenie o kontroli takiego menedżera wykonawczego (dobra kontrola musi zawsze istnieć)
6. niechęć do dobrego wynagradzania "właściwej" osoby, nawet jeśli paradoksalnie może ona zarobić więcej dla firmy (to kwestia dobrego inwestowania, jak w przypadku inwestycji konwencjonalnych – nawet inwestycje w ludzi mogą nie być udane)
7. blokada mentalna i zrozumiała – 5, 10, a nawet 20 lat coś budujesz, poświęcasz wszystko, płacisz krwią, a teraz masz to oddać w ręce dyrektora wykonawczego? To szalony pomysł.
8. to jest jak narkotyk, trudno z tego zrezygnować, chyba że ma się szerszy cel w życiu – są właściciele, którzy prowadzą biznes i z dumą mówią, że odejdą z firmy dopiero w trumnie.
Czy znasz to?