Pewnie znasz to uczucie. Są takie chwile w życiu człowieka, kiedy w głębi duszy odczuwamy, że wiemy, co robić.
Od razu to wiedziałem, gdy tylko zamknąłem drzwi tego wspaniałego pomieszczenia.
Ale strach, lęk przed utratą strefy komfortu lub mnóstwo racjonalnych argumentów nie pozwolą ci zrobić tego, co wiesz, że powinieneś zrobić.
We mnie się to kotłowało.
Tak, strach. Ogromna odpowiedzialność. Świadomość, że rodzina ucierpi. Że mój własny biznes zejdzie na dalszy plan. Że stracę swoje normalne, spokojne życie.
Gdybym wiedział, że w pierwszym miesiącu po objęciu sterów dojdzie do śmiertelnego wypadku i śledztwa policyjnego w firmie, że w czwartym miesiącu po rozpoczęciu pracy pod koniec ciąży moja żona i ja prawie straciliśmy dziecko, ponieważ ciągle byłem w pracy i u kresu sił, a ona samotnie opiekowała się trójką małych dzieci, gdybym wiedział, ile intryg i plotek doświadczę, powiedziałbym "nie". Ale nic z tego nie wiedziałem.
W ten weekend odbyłem wiele rozmów z żoną. Czy pójdzie na to ze mną? I na modlitwie z Bogiem. Musiałem zyskać wewnętrzną równowagę i spokój.
Do tego dochodziło dziwne tajemnicze zaufanie tej osoby V.I.P., której wartości miały dla mnie sens. Nie chodziło o pieniądze. Chodziło o posłanie i wiedziałem, że to wszystko ma sens.
Zadzwoniłem w poniedziałek i powiedziałem, że wchodzę do gry. Rozpoczął się ponad dwuletni czyściec...